Uwielbiam "cyferki", to coś, co dodaje oglądaniu NBA dodatkowego smaczku. Co jakiś czas zdarza mi się poprzeglądać je trochę dokładnie i poszukać jakichś interesujących statystyk. Zrobiłem to też teraz po 14 rozegranych przez Bulls meczach. Postanowiłem kilka z nich tutaj przytoczyć.
Na świeżo po meczu jedna bardzo ważna statystyka i fakt. W trzecim kolejnym spotkaniu Chicago prowadziło praktycznie przez pełne 48 minut i w trzecim kolejnym spotkaniu Byki osiągnęły 10 punktowe lub wyższe prowadzenie. To bardzo budujące, nawet w obliczu kolejnej nerwowej końcówki na własne życzenie
Bulls nie mieli wyjścia i w spotkaniu z Mavericks musieli odkupić winy z blamażu, jakim było przegranie ‘wygranego’ pojedynku z drużyną z Oklahomy. I udało im się to. Nie był to spektakl liderów, a popis gry zespołowej i demonstracja siły ławki rezerwowych. Chicago odskoczyli na prowadzenie już w drugiej kwarcie i do końca meczu, tym razem, mądrze je kontrolowali.
Witajcie, zapraszam na krótką relację z dzisiejszego spotkania. Relację, która miała wyglądać zupełnie inaczej.
W tournée po zachodnim wybrzeżu przyszedł czas na ostatnie 4 spotkanie Chicago Bulls w niedzielny wieczór z zeszłorocznym półfinalistą konferencji wschodniej
Co to był za mecz! Miło oglądać Chicago jako zespół który jest świadomy swoich mocnych stron i walczy jak równy z równym z topową drużyną na ich parkiecie. Mocny start zaliczył Zach LaVine i pierwsza kwarta to w zasadzie jedna historia, 8/8 z gry, 19 punktów i prowadzenie Chicago po perfekcyjnej grze zespołowej? Na pewno było to najlepsze 12 minut koszykówki w tym sezonie. W drugiej odsłonie swoje mini show rozpoczął Coby WHITE rzucając 10 punktów w 72 sekundy, po kolejnej trójce, Lakers wzięli timeout a ręcę rozkładał nawet LeBron James. Brakowało Bykom momentami trochę szczęścia w obronie, w momencie kiedy zacieśniali pomalowane, trójki seryjnie trafiali Mathews, Kuzma i Caruso.