Ten sezon, ta forma tankowania, bardzo dużo małych rzeczy spowodowało, że dziś po prostu nie chciało mi się wstać oglądać mecz. Może to kumulacja zmęczenia związanego z pracą, a może po prostu niechęć do oglądania koszykówki pozbawionej emocji, pasji i zaciętości, w skrócie pozbawionej sensu?
Mecz jak mecz, Bulls przegrali go jeszcze przed rozpoczęciem. Jak tylko wstałem i zobaczyłem jaką piątką Byki go rozpoczęły uśmiechnąłem się pod nosem zastanawiając się jak to możliwe, że pierwsza kwarta była przegrana tylko 8 punktami?
Wyjściowe ustawienie w konfiguracji Payne/Holiday/Nwaba/Markkanen/Felicio to „+dwudziesta” pierwsza piątka jaką wystawiał w tym sezonie Fred Hoiberg. W całej tej tankowej scenerii zaczynam się gubić czym dla zespołu i trenera jest jeszcze szukanie optymalnych rozwiązań, a czym po prostu pół amatorskie odpuszczanie spotkania i wolna amerykanka.
Plusy:
Z reguły odpuszczam zawsze minusy, dziś będzie na odwrót bo na podstawie highlightów ciężko oceniać kogoś obiektywnie i pozytywnie. Cieszyć mogą linijki statystyczne Noaha Vonleha i Seana Kilpatricka, który zaliczył dziś debiut i zdobył 12 punktów w 18 minut. Na plus można też chyba dodac 14 punktów Lauriego z pierwszej kwarty
Minusy:
Fred Hoiberg – rozumiem ideę tankowania, absolutnie nie popieram. Ale nikt nie przekona mnie, że choćby ze spotkań z najsilniejszą obecnie ekipą w lidze nie można wynieść czegoś więcej jak tylko porażki, po prostu porażki. W ostatnim czasie nawet tutaj podśmiewamy się z Suns, Grizzlies, Knicks. Partyzancka próba eksperymentowania składem co wieczór to żenada, kończmy ten sezon i zapomnijmy.
Straty - 18 strat, które Rockets zamienili na marne 11 punktów z kontrataków. Cieszmy się, że i Houston nie grało na poważnie.
Obwód - 8/37 w rzutach z obwodu...ktos powinien bardzo mocno wytłumaczyc duetowi Holiday/Payne, że nie są Splash Brothers. Symboliczne 1/11 zza łuku chwały im nie przyniesie.