Zapraszam do krótkiej relacji z wygranego jak by nie patrzeć dwumeczu z Miami.
O pierwszym z meczów lepiej zapomnieć. Opisuąc go w kilku słowach – słaba gra w pierwszej połowie i pogoń w czwartej kwarcie zakończona tym:
Przejdźmy zatem do drugiego meczu.
Zaczęliśmy całkiem nieźle, niemniej chwilę później pozwoliliśmy przeciwnikom na run 8 - 0. Ładnie podawał White, dobrze pod koszem walczył Theis. Dobrą zmianę dał Young, ładnie zaczął grać Vuc. Chwila nieuwagi i w drugiej kwarcie przegrywaliśmy już 9 punktami. Jednak gra, głównie Theisa i Tadeusza dawał nadzieje. O tym, że można punktować przypomniał sobie Lauri trafiając dwa razy z pod kosza. Cudowanie po obu stronach parkietu grał nasz Niemiec. Goniliśmy wynik nie tracąc jednak do Miami zbyt wiele. Dwie trójki z rzędu trzasnął Vuc. Po pierwszej połowie przegrywaliśmy tylko 1 punktem. Kolejna kwarta to walka punkt za punkt i niestety głupie straty Byków. Walczący pod koszem Theis, wjeżdżający pod kosz White i Byki obejmujące prowadzenie 61-60. To aż chciało się oglądać. Lauri wreszcie trafił trójkę. Po stronie przeciwników dwoił się i troił nasz niegdysiejszy All-star. Przed czwartą kwartą traciliśmy jednak 6 punktów. Ostatnią odsłonę otworzył nie kto inny jak rewelacyjnie dziś grający Theis rzutem za 3. Pierwsze minuty czwartej kwarty wyglądały tak jak cały mecz, zbliżaliśmy się w okolice remisu po czym traciliśmy kilka punktów. Trójka Whitea i and one Theisa doprowadziły do remisu na 7 minut do końca meczu. Nareszcie wykazaliśmy się tak długo oczekiwaną dobrą grą w czwartej kwarcie i na dwie minuty do końca prowadziliśmy dwoma punktami. Dobrze rozegrana końcówka i odnotowujemy zwycięstwo 110 do 102.
Plusy:
- Daniel Theis – niesamowity mecz
- Vucevic – jak wiele daje dobry center było dziś widać
- Wejścia Cobasa – takie Whitea nam trzeba
- Dobrze rozegrana czwarta kwarta
- Brak niestety ostatnio charakteryzującego nas wyraźnego przestoju w grze
- Na boisku w końcówce nie było Denzela
Minusy:
- straty, głupie podania (tak Nikola, o tobie mówię), niepotrzebna nonszalancja
- Lauri – no gdzie ten facet zgubił agresję?