Mecze typu day-to-day to w tym sezonie bolączka Chicago Bulls. Próżno było szukać optymistów przed wyjazdowym meczem w Detroit, nawet wśród najbardziej zagorzałych kibiców drużyny z 'Wietrznego miasta'. Niestety w ostatecznym rozrachunku nie mogę nawet nikogo pocieszyć - czarny scenariusz się zdarzył.
Źle się dzieje w Wietrznym Mieście. Od miesiąca nie mogący powrócić na parkiet Doug McDermott, a co za tym idzie fatalna gra ławki, która przegrywa mecze. Wczoraj doszedł kolejny problem w postaci wybryków w szatni Rajona Rondo. Sezon jednak trwa i dziś kolejne spotkanie. W hali The Palace of Auburn Hills na Bulls czekają Detroit Pistons.
Po laniu od najsłabszej drużyny w NBA Chicago Bulls mają szansę na zrehabilitowanie się przed własną publicznością. Do United Center przyjeżdża ekipa z którą Byki mierzyli się przed kilkunastoma dniami na rozpoczęcie turnee po zachodniej części Stanów. Mowa o Portland Trail Blazers z bilansem 11-10.
Day-to-day w NBA często wypacza wyniki spotkań i daje jednej drużynie olbrzymią przewagę, stąd przed spotkaniem z (obecnie) najsłabszymi w lidze Mavericks należało zachować odpowiedni dystans i ufać, że Bulls nie zawiodą jako faworyt spotkania. Nadzieje, nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, okazały się płonne.
Po zdominowaniu kilkadziesiąt godzin temu Mistrzów NBA na kolejny mecz czekam jeszcze bardziej niecierpliwie. A i dzisiejsza okazja do podtrzymania ognia wyśmienita, bo przeciwnicy z najniższej półki. Mowa o Dallas Mavericks, których bilans 3-15 jest aktualnie najgorszy w całej lidze.
Po meczu, w którym Byki nie sprostały młodym Lakers, przyszło im zagrać z aktualnymi mistrzami NBA prowadzonymi przez LeBrona. Jednak to Cavaliers okazali się gorzej dysponowani, a po porażce w United Center dobili to długiej (jak na nich) serii trzech kolejnych porażek.
Po kompromtacji z Lakersami Chicago Bulls muszą odkupić winy i nie pozwolić, aby po powrocie z tournée fanom gromadzącym się United Center tamten obrazek nędzy zapadł w pamięć. Zadanie na dzisaj, w teorii 100 razy trudniejsze, bowiem po przeciwnej stronie parkietu staną aktualni mistrzowie NBA, ale jak już drużyna z Wietrznego Miasta pokazała – teoretyczne szanse i ustalanie wyniku przed meczem ma gdzieś.
Pisanie o Rondo było dla mnie trochę trudne, trochę dziwne. Bo po prostu odkąd pamiętam, nie lubiłam go. Bo tak. Jako, że jestem kobietą, nielubienie kogoś lub czegoś „bo tak” jest całkiem normalne… Przy poprzednim Łapaczu Byków opowiadałam, jak to Butlera polubiłam od pierwszego momentu - bez powodu. Cóż, za Rajonem po prostu nie przepadałam i koniec. Choć może to bardziej efekt kosmicznej zajawki na niego …i w ogóle Celtów znajomej z liceum… „Rondo to, Rondo tamto..”, chyba po prostu mi go obrzydziła, tak dla zasady… cóż, baby… W zasadzie, zaczynam się zastanawiać, ilu osobom w taki sposób zbrzydł Rose przez moje wieczne wychwalenie go pod niebiosa…